czwartek, 20 listopada 2014

Prolog (poprawiony)



Hej! To poprawiony prolog. Zmieniłam trochę akcję i dodałam bardzo dużo rzeczy. Jest na pewno dłuższy i moim zdaniem ciekawszy. Nie usuwam poprzednich postów żebyście sobie porównali. To tyle. Miłego czytania! :)
-----------------------------------------------------------------

Prolog (poprawiony) 


Śpieszyłam się na zajęcia z wróżbiarstwa. Przypominałam sobie co była poprzednio. Wróżenie z ognia, wróżenie z fusów, z kart. Pomimo wszystko najgorzej mi szło wróżenie z płomieni.
Korytarz był zapełniony czarodziejami, wszyscy obijali się o siebie. Mój żółto-czerwony szalik miotał się na mojej szyi zasłaniając mi co chwile widok. Trzymałam mocno książki czując, że zaraz stracę równowagę i wyląduję twarzą na zimnej podłodze. Nagle zauważyłam, że ktoś przepycha się przez tłum. Był to niezdarny Neville. Biegł krzycząc do wszystkich „Przepraszam, przepraszam!”. W pewnym momencie był tak blisko mnie i tak mocno popchnął mnie śpiesząc się, że wylądowałam na ziemi, głową uderzyłam o podłogę, książki wylądowały na drugim końcu korytarza, a szalik zakrył mi czerwoną twarz od wstydu. Podręczniki od wróżbiarstwa miotały się uczniom pod nogami, wciąż zmieniając miejsce. Westchnęłam. Leżałam jeszcze chwilę jęcząc cicho z bólu. Czarodzieje spoglądali na mnie i szybko omijali, tak jakby nikt nie chciał zapytać czy nic mi nie jest. W końcu powoli się podniosłam łapiąc się za bolącą głowę. Zauważyłam, że w moim kierunku idzie Draco. W swoich bladych dłoniach trzymał moje książki. Podszedł do mnie i kucnął obok.
-To chyba twoje. – podał mi podręczniki pod nos.
- Tak…- wzięłam je z lekkim oszołomieniem.
Czy Karaluch właśnie do mnie podszedł i mi pomógł?! Niby po wojnie mówił, że zmieni swoją postawę, ale nie wiedziałam, że zmieni ją też w stosunku do mnie. Nienawidził mnie odkąd pamiętam. Wyzywał od szlam, robił głupie żarty, które śmieszyły tylko jego. Może po prostu uderzyłam się mocno w głowę i tak naprawdę był to Ron?
Podniosłam się szybko i otrzepałam spodnie. Czułam wzrok czarodziejów ze Slytehrinu na swojej skórze. Myślałam, że Malfoy zacznie się zaraz śmiać i, że tak naprawdę to był tylko kolejny z jego głupich kawałów. Myliłam się. Draco stał wciąż obok mnie lekko się uśmiechając i przyglądając się mi. Popatrzyłam chwilę na niego, zarzuciłam szalik powrotem na szyję i odeszłam.
W korytarzu było już mniej uczniów, więc spokojnie dotarłam do klasy. Otworzyłam niezauważalnie drzwi, spojrzałam na siedzącego z tyłu Rona. „Spóźniona!”- pomyślałam. Dosiadłam się cicho do rudzielca, który właśnie coś notował.
-Gdzie byłaś?- mówił szeptem wciąż pisząc.
- Ymmm… był straszny tłok i nie mogłam się przecisnąć.
Na tym skończyła się nasza pogawędka. Ron słuchał pani Sybill’i, a ja wciąż myślałam o sytuacji z Draconem.
„Może on się naprawdę zmienił? Może ten Karaluch, którego znam już nie istnieje? Ale ludzie nie zmieniają się tak szybko! To nie możliwe! Coś tu nie gra i ja dowiem się co. Tylko jak? Nie będę go przecież…”. Mój przyjaciel szturchnął mnie mocno ramieniem.
-Au! Ron! – powiedziałam szeptem do niego.
Rudzielec wskazał wzrokiem panią profesor, która patrzyła na mnie z założonymi rękami.
-Panno Granger!- powiedziała lekko uniesiona.
-Tak Pani Trelawney? –odpowiedziałam nie pewnie.
-Odpowiedz na zadane pytanie.- uspokoiła swój ton.
-Powtórzy je Pani?
Westchnęła cicho.
- Jak się wróży z ognia?
Siedziałam cicho bawiąc się palcami. „Wiesz to! Przecież to było ostatnio! Czytałaś o tym!” – myślałam. Niestety mój umysł był tak zajęty rozważaniem pomiędzy tym czy Malfoy się zmienił, a tym czy znowu coś knuje, że wyleciało mi to z głowy.
Spojrzałam na Rona z cichą nadzieją, że mi pomoże, ale ten wzruszył ramionami i dalej wpatrywał się w tablicę podpierając głowę na ręce.
-N-n- nie wiem. – odpowiedziałam jąkając się.
Wszyscy na mnie spojrzeli z lekkim zdziwieniem, ale nie Harry. On wiedział, że coś dziwnego zajęło moją głowę na tyle bym zapomniała odpowiedzi na to pytanie.
Po długim siedzeniu w klasie i zasłanianiu twarzy kręconymi włosami, w końcu wyszliśmy z Sali. Zarzuciłam torbę na ramię i w pośpiechu wyszłam. Wiedziałam, że zaraz podejdzie Harry i zacznie mnie wypytywać co się stało. Nie chciałam mu się tłumaczyć i wiem, że nie muszę ale wiem też, że mu ulegnę i wszystko powiem.
Poczułam czyjąś dłoń na moim ramieniu. Był to Potter. „Wiedziałam”.
-Co jest Mionko? –zapytał z troską w oczach.
Westchnęłam.
-Nic…- wiedziałam, że nie uwierzy.
Uniósł podejrzliwie jedną brew i popatrzył mi w oczy.
- Nie kłam… -uśmiechnął się lekko kącikiem ust.
-Ymm..no..bo…- uciekałam od niego wzrokiem- Neville mnie szturchnął i upadłam. Teraz mnie boli głowa i w ogóle.
-Nic więcej? –dopytywał.
-Nic więcej. – uśmiechnęłam się nie pewnie.
Pożegnałam się z nim i poszłam do Dormiotorium. Rzuciłam torbę na łóżko i poszłam do łazienki i odkręciłam zimną wodę, oblałam twarz ,i wytarłam ręcznikiem. Gdy trzymałam tak miękki ręcznik przy ustach myślałam: „Ogarnij się Granger! Nie myśl o nim ciągle! To.. zwykła pomyłka. Może i się zmienił ale nie tak nagle! Zajmij się nauką i skończ jak najlepiej ten rok!”
Rzuciłam się na łóżko, zanurzyłam głowę w poduszkę i rozłożyłam ręce wzdłuż pościeli. Jęknęłam cicho ze zmęczenia. Nagle usłyszałam trzask drzwi. Podniosłam wzrok w miejscu, z którego dobiegł dźwięk. To była Ginny. Na jej twarzy rysowała się złość. Kopnęła w ramę swojego łóżka i cicho warknęła.
- Co jest?- zapytałam lekko nie wyraźnie, wciąż leżąc w tej samej pozycji.
-Malfoy…- powiedziała i usiadła na kołdrze.
Na dźwięk tego nazwiska poderwałam się na równe nogi. Podeszłam do niej i usiadłam obok. Poprawiłam je rude włosy i objęłam ją ramieniem.
-Opowiadaj…
-Szłam korytarzem kiedy on razem z Vincentem i Georgy’em popatrzyli na mnie i zaczęli coś sobie szeptać do ucha i się śmiać. To nie było miłe ale pomimo wszystko to olałam, ale kiedy ich minęłam Dracon zaczął wrzeszczeć „Ruda!” i zaczął ciągnąć mnie za spódnice. Nie zdenerwowało mnie co mówił lecz co robił! Odwróciłam się i walnęłam go w twarz. Osłupiał i nic nie zrobił, więc poszłam szybko do dormitorium. Poczułam się strasznie!
Westchnęłam. Najpierw jest dla mnie miły, a potem obraża moją przyjaciółkę?! To nienormalne!
-Karaluch! – przytuliłam ją do siebie – nie przejmuj się nim!
Zarzuciła mi dłonie na ramiona i wtuliła się delikatnie trzymając nos w mich włosach.
- Masz racje. W sumie niepotrzebnie się zdenerwowałam i go uderzyłam.
-Należało mu się! –zachichotałam cicho.
Po dłuższej chwili przytulania w końcu położyłyśmy się do łóżek. Kiedy Ginny już spała ja wciąż rozmyślałam. Chyba pierwszy raz Draco zamącił mi tak w głowie. Raz jest miły, drugi raz jest wręcz odwrotnie. Coś tu nie gra i ja muszę się dowiedzieć co!

poniedziałek, 27 października 2014

Rozdział 2



Draco stał przy umywalce. Z kranu nie leciała woda, a pomimo to było mokro.
Płakał. Nieustraszony, zarozumiały karaluch… płakał. Miał zaciśnięta mocno ręce w pięść i spuszczoną głowę. Jego koszula była rozpięta do połowy, a krawat zwisał mu niechlujnie na szyi. Słone łzy ściekały po jego bladej twarzy i lądowały na umywalce. Jęcząca Marta siedział w jednej z kabin przyglądając się mu.
- Co ci jest? – spytała piskliwym głosem.
Malfoy nie odpowiedział tylko zaczął cicho dyszeć. Na jego polikach widniały teraz tylko lekko połyskujące, zaschnięte ślady po łzach. Przestał płakać. Nie miał już na to siły? Czy może zabrakło mu łez?
- Powiesz mi czy nie?- podleciała do niego i stanęła zanim.
-Nie!- odpowiedział lekko uniesionym głosem.
-Jak nie chcesz mojej pomocy to nie!- machnęła ręką i wróciła do kabiny.
-Ogarnij się Draconie! – mówi do siebie – za chwile masz ważny mecz! Nie możesz go schrzanić! Jesteś z rodziny Malfoy’ów! Ty nigdy nie przegrywasz!! – podniósł głowę i spojrzał w lustro. Nie spodobało mu się swoje odbicie. Był słaby, miał czerwone oczy i wory pod nimi. Nie wyglądał już jak typowy syn Lucjusza. Nie miał zadartego nosa do góry. Miał opuszczoną głowę. Nie miał dumnej miny. Miał smutek na twarzy. Nie miał ułożonych idealnie włosów. Były potargane.
Uniósł drżącą dłoń, poprawił włosy w jeszcze większy nieład, oblał twarz zimną wodą i wyszedł z łazienki.

Wybierałam się na dzisiejszy mecz. Dzisiaj grał Slytherin z Ravenclaw . W drodze na arenę obstawiałam wyniki meczu z Luną.
- Ranenclaw wygra. – stwierdziła Lu.
- Mam nadzieję.- uśmiechnęłam się.
Ale ten uśmiech nie potrwał długo. Obok mnie wraz z drużyną przeszedł Malfoy. Miał mocno zaciśnięte ręce na miotle. Był zamyślony. Pewnie skupiał się przed meczem. Przed tym jak mnie minął zdążył mnie obdarować chłodnym spojrzeniem. Zauważyłam jego czerwone oczy i przeszywający je smutek. Coś było nie tak. Czy to ja jestem temu winna? W sumie od ostatniej wycieczki do nikąd nie rozmawialiśmy.
-Hermiono! – powiedziała nieco wyższym tonem Luna przerywając moje przemyślenia.
- Ymm.. tak?
- Pytałam cię czy twoim zdaniem Slytehrin złapie znicz.
- Aaa.. tak, tak. W sumie Draco lata bardzo szybko. Mają szanse.
Dotarłyśmy do boiska. Gra jeszcze się nie rozpoczęła. Przegnałyśmy się z Luną i poszłyśmy do swoich domków. Pani McGonagall spojrzała na mnie wzrokiem mówiącym „Znów spóźniona?!”.
 W końcu zawodnicy wlecieli w niebo. Ich szaty zaczęły powiewać na wietrze. Pierwsze punkty zdobywał Ravenclaw.  W końcu Slytherin wziął się w garść i nadrobił parę punktów.
-Draco! Szukaj tego znicza! Przegrywamy!- wrzasnął ktoś z trybun.
Szukałam tego gościa wzrokiem tak samo jak reszta widzów. Chłopak najwidoczniej się zawstydził bo przykrył twarz peleryną.
Mecz trwał jeszcze dobrą godzinę. Malfoy cały czas nie mógł złapać znicza, a Slytherin przegrywał paroma punktami. W końcu Karaluch ni z tond ni z owąd przyśpieszył. Jego dłoń była już bardzo bliska złotej, uskrzydlonej kulki. Jego palce muskały już jego skrzydełka lekko raniąc jego opuszki palców. Już miał po niego sięgnąć kiedy nagle jego miotła zaczęła szwankować. Zaczęła wirować i miotać go na boki. Wszyscy czarodzieje rozejrzeli się po sobie. Było logiczne, że to była sprawka kogoś kto siedział na trybunach.
Draco trzymał się mocno swojej miotły ale nie utrzymał równowagi. Ześlizgnął się z niej i zaczął lecieć w dół. Jego dłonie uniosły się pod wpływem wiatru, peleryna zasłoniła twarz, a oczy miał mocno zaciśnięte.
-Nie!!- wrzasnęłam i poderwałam się z miejsca. Poczułam miliony czarodziejskich oczu na swojej skórze. Nie obchodziło mnie to. Wyjęłam szybko różdżkę w dłoń wypowiedziałam głośno zaklęcie „Wingardium Leviosa”. Jednak nie zdążyłam. Draco już dawno leżał na ziemi ze skwaszoną miną.
-Panno Granger!- wrzasnęła McGonagall – minus 5 dla z użycie magii pod czas meczu!
Zaczęły się szmery pomiędzy Gryfonami. Usłyszałam tylko „ Od kiedy ona tak lubi Malfoya?!”, bo zeszłam z trybun.  Poszłam za lekarzami niosących jęczącego Dracona. Miał rozbity nos i posiniaczone ręce. Doszliśmy do skrzydła szpitalnego. Siedziałam przed salą kiedy zauważyłam jak w moją stronę idzie Lucjusz. Spojrzał na mnie złowrogo jak by właśnie miał powiedzieć „ To ty uwodzisz mojego syna?!” .

Podszedł do łóżka na którym leżał jego syn. Usiadł na krześle obok i spojrzał na zabandażowanego Dracona z pogardą.
- Jak się czujesz?- zapytał z obojętnością w głosie.
- A jak mam się czuć?! Ktoś zaczarował moją miotłę pod czas meczu!
- Teraz już wiesz, że ze mną się nie zadziera!
- To… to ty ją zaczarowałeś?! – na tą informację aż się podniósł.
- Niech to będzie dla ciebie nauczką, że mi się nie przeciwstawia! – Wstał z krzesła i wyszedł trzaskając drzwiami tak głośno, że Draco złapał się za głowę.

wtorek, 21 października 2014

Rozdział 1



Siedziałam pod drzewem  i czytałam książkę. Była jesień więc wiatr przekręcał mi niewinnie kartki. Kiedy próbowałam znaleźć stronę , na której byłam kiedy nagle ktoś wyrwał mi książkę z ręki. To był Draco. Przekartkował strony i zamknął z cichym hukiem książkę patrząc na jej tytuł.
-hmmm… ciekawa? – przyglądał się wciąż okładce.
- Może – wyrywałam mu książkę z ręki i wstałam – dlaczego nagle zrobiłeś się taki miły, co?! Jednego dnia nabijasz się ze mnie, a następnego po prostu podchodzisz?! Uważasz, że jestem głupia?! Myślisz, że nie domyślę się, że coś kręcisz?! – zdenerwowałam się, chciałam już sobie iść ale on złapał mnie za ramie.
- Po prostu… -westchnął- zrozumiałem, że zrobiłem źle… chcę się z tobą zaprzyjaźnić. Czy to takie złe?
- Nie ufam ci… - powiedziałam cicho
- Wiesz… na dowód tego, że chcę abyś mi wybaczyła zabiorę cię w jedno miejsce, chcesz?- uśmiechnął się
Westchnęłam. Nie miałam zielonego pojęcia czy mu zaufać.
- Dobrze… pójdę.
Uśmiechnął się do mnie i wziął mnie za rękę. Czułam się niezręcznie więc zaczęłam kręcić palcami tak aby wykręcić je z jego ciepłego uścisku.
   Szliśmy przez zakazany las w kompletnej ciszy. Liście szeleściły nam pod nogami. Jego idealne blond włosy rozwiewały się na wszystkie stronę. Przyglądałam się mu jak jeszcze nigdy do tond. Miał ladą cerę. Była bez skazy. Jego szare oczy wetknięte były w drogę. Miał lekko zadarty nos, ostre rysy twarzy, wyniosłą sylwetkę. To chyba dziedziczne u Malfoy’ów. Jego czarny płaszcz powiewał miedzy jego długimi nogami.
- ymmm.. Gdzie idziemy?
- Szczerze?
Przytaknęłam.
-To nie wiem. –zachichotał
Uśmiechnęłam się sama do siebie.
  Szliśmy tak do nikąd. Każdy inny zwiał by od tego Karalucha ale ja czułam się przy nim bezpiecznie. To dziwne. Jednego dnia się go bałam, a drugiego myślałam, że w jego towarzystwie żadna czarna magia by mnie nie dotknęła.
   Usiedliśmy pod drzewem. Liście co chwile upadały mi na włosy zaplątując się w nie.
Uśmiechnął się i zdejmował mi co chwilę bursztynowe i kruche listki.
Zaczęliśmy bawić się przyrodą. Draco wyjął swoją różdżkę. Wycelował w najbliższą roślinkę i wypowiedział pod nosem zaklęcie tak cicho, że go nie usłyszałam. Po paru sekundach przed moimi stopami skakał śliczny zając. Zachichotałam. Pomyślałam, że przyszła kolej żebym to ja coś wyczarowała. Zanim zdążyłam wymyśleć jakiekolwiek zaklęcie poczułam, że coś leży na moich kolanach. To był tulipan. Żółty tulipan! Wzięłam go w palce i kręciłam nim uśmiechając się sama do siebie. „Dziękuję”. Pomyślałam. Nie przechodziło mi to przez gardło. Pomimo wszystko wciąż był tym samym Karaluchem. Tym samym ale łagodnym Karaluchem.
-Powinniśmy wracać… robi się ciemno. – popatrzyłam na niego kontem oka. Pomimo wszystko bałam się jego spojrzenia. Czułam je wszędzie. Na ustach, na dłoniach, na nosie. Po prostu wszędzie.
- Okay. –wstał i podał mi rękę.
Popatrzyłam na jego dłoń. Po chwili namysłu wstałam z jego pomocą.
  Jego palce owinęły się wokół moich. Były ciepłe i delikatne.
 Szliśmy przez las opowiadając sobie o naszych ulubionych książkach. Przez całą drogę śmiałam się z jego opowiadań. Jego lekko ironiczny głos był tak delikatny, że mogłabym go słuchać całymi dniami.
   Doszliśmy do sali od wróżbiarstwa.
- Dalej już trafisz sama. – uśmiechnął się i pochylił się w moim kierunku.
Serce zaczęło mi walić jak oszalałe. Czułam jego oddech na mojej szyi. Ręce zaczęły mi się trząść. Nie wiedziałam co on zamierza zrobić.
- Mam nadzieję, że już mi ufasz. – oddalił się od mojej szyi. Widziałam jak patrzy a moje usta. Jak przelatuje je wzrokiem. Nagle po prostu się odsunął i poszedł korytarzem. Widziałam jak w oddali ściska swoje dłonie w pięść.


-Udało się?- zapytał zniecierpliwiony Lucjusz.
- Ale ojcze! Ja… ja ją kocham i nie chcę tego rozumiesz?!
-Kochasz tą szlamę?! – poderwał się z fotela i podszedł do syna przygwożdżając go do ściany. Wyjął różdżkę i przystawił mu do szyi. – Jeśli powiesz to jeszcze raz to nasz plan nie będzie dotyczył tylko jej ale też ciebie!!
Dracon przełknął głośno ślinę.
- Tak jest… ojcze.

sobota, 18 października 2014

Prolog



Szłam korytarzem pełnym czarodziejów. Opatulona w ciepły szalik i przytulona do książek od wróżbiarstwa pędziłam na zajęcia. Był straszny tłok więc wszyscy szturchali mnie łokciami. Czułam , że zaraz się wywalę. Niezdara Neville popchnął mnie tak , że uderzyłam głową o ziemie, moje książki rozsypały się po całym korytarzu, a szalik zakrył mi czerwoną twarz. „Przeprasza” powiedział i pobiegł dalej nawet nie pytając czy nic mi nie jest. Zauważyłam zgraje ze Slytherinu więc szybko się podniosłam. Wiedziałam , że Draco zaraz zacznie się nabijać , a jego dwa głąby będą mu w tym pomagać. Od uderzenia w tył głowy zrobiło mi się nie dobrze ale zaczęłam zbierać książki.

-Pomóc ci? –spytał Draco

Zatkało mnie. Czy syn Lucjusza Malfoya właśnie zapytał czy chce od niego pomocy?!

-yyy… nie! – powiedziałam stanowczo

- Jesteś pewna?

- Tak! Jestem pewna! – bałam się go, nie chciałam mieć z nim nic do czynienia.

- Okay. Ale jak będziesz chciała jakiejś pomocy to pamiętaj , że zawsze możesz do mnie przyjść.

Stałam jeszcze chwilę na korytarzu oszołomiona. Ale kiedy kolejny czarodziej szturchnął mnie ramieniem ocknęłam się i przypomniałam sobie, że jestem spóźniona na zajęcia. Zebrałam wszystkie książki i poleciałam do klasy.

 

   Weszłam po cichu, usiadłam z tyłu i otworzyłam książkę. W tym czasie pani profesor Trelawney mówiła coś na temat wróżenia z ognia. Siedziałam cicho przy otwartej książce myśląc o tym co się właśnie stało na korytarzu. Czy Karaluch coś kręci, a może naprawdę jest miły? W sumie przez cały czas mi dokuczał ale może ludzie się zmieniają. Może on….

-Panno Granger! Powtarzam trzeci raz! Panno Granger!- krzyczała pani Sybilla

-yy… tak!? Popatrzyłam na nią z lekkim oszołomieniem

- Odpowie Pani na zadane pytanie?- uspokoiła swój głos

-Powtórzy je Pani? – zawstydzona , bo zawsze uważam na lekcji

- W jaki sposób wróżymy z ognia…

- Ja… yyy…- przygryzłam wargę - ….nie wiem… - odpowiedziałam rozczarowana samą sobą.

Wszyscy się na mnie patrzyli, a ja cała czerwona znów popatrzyłam na otwarty podręcznik. Moje kręcone włosy zasłoniły mi twarz, przełknęłam ślinę i próbowałam skupić się na lekcji ale akurat w tej chwili było to niemal nie możliwe.







 -Masz się z nią zaprzyjaźnić, zrozumiano?! – powiedział Lucjusz

-Ale tato…- protestował Draco

-Zrozum synu.. nasz plan jest niezawodny… musisz to zrobić i koniec!

-Ehh.. tak ojcze… - zakłopotany wyszedł.